wtorek, 1 stycznia 2013

kulinaria - Portugalia

Portugalia, Sintra, niedzielny, lokalny targ.
Tradycyjne pyszności na każdym straganie.
Mięcho podane aż się chce od razu spróbować. I brak much.



Portugalia, Sintra, letni pałac rodziny królewskiej.
Kuchnia nie ma oddzielnego komina. Całe pomieszcenie kuchenne zwęża się ku górze a dym z otwartych palenisk na kamiennych posadzkach, swobodnie unosi się ku górze i wydostaje przez okrągły otwór.
Portugalia, Sintra, obfitość lokalnych i markowych trunków na skromnym straganie, na targu w niedzielne przedpołudnie.
Portugalia, Lisbona, bacalao/bacalhau czyli dorsz solony a następnie suszony,  królujacy wszędzie, w setkach odmian na talerzach w każdym towarzystwie. podobno serwuje się go na 365 sposobów. Zasolonego, najpierw należy namoczyć a następnie ugotować lub zapiec. Na talerzu powinien po naciśnięciu widelcem dzielić się na mniejsze płatki.

Portugalia, Sintra. Super ostre, swieże papryczki na targu.
Przywiozłam taki warkoczyk do domu. Nie dało się zjeść. Nawet od szczypeczka wypalało trzewia.
Portugalia, Sintra. W zielonym mieście, nawet zioła zachwycają.
Idąc uliczką, trącasz gałazki a zapach unosi się wszędzie.

Portugalia, Lisbona, sardynki zapiekane z sałatką. Nie lubię ościstych ryb ale jak nie spróbować wielgachnych sardynek podanych w kafejce na nabrzeżu Belem, z którego wypływały okręty portugalskich odkrywców.


Ciasteczka z Belem.
Będąc w Lisbonie , na wysuniętym przyczółku Europy, strzeżonym przez stareńką wieżę Belem, trzeba w pobliskiej cukierence spróbować babeczek z Belem. Małe, zapiekane babeczki z rodzajem masy budyniowej w środku -to jeden ze znaków charakterystycznych Lisbony. Z Brukseli przywozi się czekoladki a z Lisbony ślicznie zapakowane kruche babeczki. Niektórzy nazywają je de nata albo pasteis do Belem. Pyszne do kawy. Na miejscu podawane są na gorąco i posypane cynamonem. Np. w najsłynniejszej pasteleri założonej w 1837r, zrobione wg oryginalnej receptury. Nadgryzając powinniśmy poczuć kruchość ścianek i aksamitną miękkość budyniowego wnętrza. Mniam!


Dorsz najlepiej zasmakuje w parze z cienkim winkiem podanym a zwykłym dzbanku i okraszonym muzyką fado. Na taki kulturalno/kulinarny wieczór trzeba wybrać się żółtym tramwajem do Alfamy. Wśród wąziutkich uliczek w klimatycznych zaułkach słychać śpiewne zawodzenia fado. To nie jest ani koncert ani śpiew do kotleta. Inna kultura jedzenia. Za jedyne 25 euro masz ucztę dla ciała i ducha. Popijasz wino a rzewny głos snuje jakąś opowieść - z pewnością o miłości, życiu i śmierci... Dorsz z fado, fado z dorszem, lepiej smakują.