sobota, 31 marca 2012

Turcja 2012


Spojrzenie na Turcję z perspektywy jesieni 2013r
Piękny, bogaty, rozwijający się kraj. Ale... 
Nie sądzę, by po wydarzeniach na Placu Taksim, gdy cały świat bacznie obserwował oblicze tureckiej demokracji, nadal była szansa na europejską Turcję. Parlamentarzysci o ile wcześniej mogli być pod wrażeniem Tureckiego boomu gospodarczego, wzrostu PKB, wzrostu zamożności społeczeństwa, teraz naocznie przekonali się czym jest jedyna słuszna polityka władz. Jaką słabą mniejszość stanowią młodzi, wykształceni opowiadający się przeciw państwu wyznaniowemu  wzmiacniającemu i tak silną pozycję wyznania muzułmańskiego.

Obydwa projekty w ramach których miałam okazję poznawać Turków dawały ze wsparciem środków unijnych możliwość poznawania się, wymiany doświadczeń poprzez bezpośrednie wizyty. O ile za pierwszym razem ekipa turecka z Adyiamanu charakteryzowała się otwarciem, chęcią uczenia się i ogromna kulturą, o tyle w drugim przypadku był to powierzchowny blichtr, dbałość o formalną poprawność i nastawienie na korzyści osobiste. To ciężkie słowa ale ani na miejscu ani podczas dwuletnich kontaktów nie byli ani autentyczni ani przekonywujący. Żałuję, że nie mamy okazji kontynuować współpracy z wcześniejszymi partnerami.
Mam w pamięci miejsca i ludzi, których poznałam podczas pierwszego pobytu a wspomnienia te budzą we mnie wiele szacunku dla codziennej pracy na głębokiej prowincji z dorosłymi i dziećmi ze środowisk biednych, mniejszościowych o odmiennych wyznaniach. To porównanie nie pozwala mi akceptować postaw obserwowanych później.
Cóż, to wielki zróżnicowany kraj o ogromnym potencjale i z bogatą tradycją. Teraz ze swoimi wewnętrznymi dylematami będą musieli uporać się sami. To taka złośliwość historii, protest na Placu Taksim wydobył  na powierzchnię to co dotąd skrzętnie skrywane unaoczniło obserwatorom jaką siła, jakim zagrożeniem dla stabilnej, starej Europy mogliby się stać muzułmańscy ekspansywni Turcy.
"Bezpośrednią przyczyną wybuchu protestów była planowana budowa centrum handlowego w miejscu parku Gezi. Głębszą podstawą protestów jest społeczne niezadowolenie z rządów premiera Recepa Erdoğana lidera Partii Sprawiedliwości i Postępu."

 

Historia miasta Tars
 
Tureckie wybrzeże Morza Śródziemnego i kraina Hatay, płynne łączą się z Syrią. Tym razem dolecieliśmy samolotem do przemysłowej Adany,  odwiedziliśmy portowy Mersin, by zatrzymać się na dłużej w Tarsie – miejscu urodzenia Św. Pawła.
Dzisiejszy Tars może w pierwszej chwili wydać się mało atrakcyjny. Dziurawe ulice, rozpadające się domy, zaułki odstraszające turystę… Ale to tylko pozory. Nie da się nie zauważyć kilku tysiącleci historii i wielości kultur, które odcisnęły ślad na skrawku ziemi na szlaku wiodącym od Syrii w dorzecze Eufratu i Tygrysu. Grecka legenda mówi, że Tars powstał w miejscu gdzie mitologiczny Pegaz zranił się w kopyto. Wedle innych, założył je Set – jeden z synów Adama i Ewy. Niewątpliwie gdzieś w tej okolicy zeszła na ląd egipska królowa Kleopatra przed spotkaniem z Markiem Antoniuszem, który w jednej chwili stracił dla niej głowę, przesądzając w ten sposób  nie tylko swoje losy.
Na zdjęciu; Brama Kleopatry – rzymska budowla tylko z nazwy upamiętniająca  romantyczne wydarzenie.  Tars już w około  2300 roku przed Chrystusem był ważnym centrum handlowym i ośrodkiem kultury a w czasie spotkania przyszłej pary kochanków miał połączenie z morzem dzięki lagunie, dziś całkowicie zamulonej.
Na zdjęciu; fragment zachowanej drogi rzymskiej w centrum Tarsu.
 
Najbardziej rozsławił Tars Św. Paweł (Szaweł). Najznamienitszy wśród pielgrzymów był dumny ze swego pochodzenia. Rzymskiemu trybunowi w Jerozolimie powiedział; „Ja jestem Żydem z Tarsu, obywatelem znacznego miasta w Cylicji”.
Na zdjęciu; Studnia Św Pawła, czyli namacalna pozostałość w miejscu, w którym stał dom rodzinny apostoła. Woda ma oczywiście nadzwyczajne właściwości uzdrawiające. Pijemy ze skórki po pomarańczy – w jedynym dostępnym w miarę sterylnym naczyniu.


 
Przechadzając się po  Antik Sehir, czyli  starej części miasta można dostrzec liczne ślady dawnej świetności Tarsu. Zabytkowe meczety pełniły wcześniej funkcje kościołów, obok nich wznoszą się mury rzymskich łaźni a wokoło tętni życiem współczesne miasto. Otomańskie domy rozsypują się ze starości.

Na zdjęciu; uliczka w Tarsie.

Każdy gospodarz chciałby zaprezentować swoje miasto z jak najlepszej strony. Zostaliśmy zakwaterowani w jdynym, pokazowym o „europejskim standardzie” hotelu. Miejscowi omijali to miejsce szerokim łukiem. Teren był szczelnie ogrodzony a jedyna droga prowadziła przez podjazd pod nadzorem kamer. Nawet wszechobecne dzieciaki tu nie docierały. Na szczęście kilkaset metrów dalej można było poczuć autentyczne klimaty.

Na zdjęciu; popisowy punkt wycieczek turystycznych – atrakcja miasta - selale czyli kaskadowy wodospad na obrzeżach Tarsu. W pobliżu herbaciarnie i ekskluzywne restauracje oraz hotel  dla obcokrajowców.

Ashab-i Kehf (Yedi Uyurlar) czyli meczet wzniesiony ponad chrześcijańską grotą siedmiu śpiących. Niezwykłe, magiczne, wielokulturowe miejsce. Przykład interakcji odmiennych kultur, islamu i chrześcijaństwa. Ponadczasową i ponadkulturową opowieść o niezłomnej wierze  młodych chrześcijan , którzy nie ulękli się i nie ugięli przed naciskami rzymskiego cesarza (Dioklecjana lub Decjusza) zawarto w Koranie. Nie do końca zrozumiałym (a podkreślanym) elementem opowieści był  pies, który towarzyszył uciekinierom w górach. Uciekinierzy ukryli się w górskiej grocie, rzymscy żołnierze znaleźli kryjówkę i zamurowali wejście. Młodzi ludzie zasnęli na długie lata (wg Koranu na 309 lat a wg przekazów chrześcijańskich na około 200 ). Obudziło ich trzęsienie ziemi.  A było to za czasów cesarza Teodozjusza II, kiedy chrześcijaństwo było już religią państwową. Jeden z uciekinierów wybrał się do miasta, aby kupić chleb, za który zapłacił monetami z czasów Decjusza. Powszechnie stwierdzono , że to cud. Po śmierci bohaterowie zostali pochowani w grocie, która w ten sposób  stała się miejscem świętym. Ten sam mit zmartwychwstania siedmiu śpiących, obrazujący siłę wiary przedstawiany jest także w średniowiecznych, chrześcijańskich rękopisach.

Na zdjęciu; widok z wnętrza jaskini. Oczywiście woda skapująca ze ścian ma właściwości uzdrawiające.

 

Klimat tureckiego małomiasteczkowego przedmieścia. Schodząc z utartych, turystycznych szlaków wkraczamy w fascynującą krainę codzienności. Lokalne uliczki z maleńkimi sklepikami, pranie łopoczące na wietrze, zapachy potraw dogotowujących się w porze obiadowej i wreszcie rozochocone dzieciaki i ich matki nieufnie ale ciekawie spoglądające na przybyszów – chyba wszędzie na przedmieściach można napotkać takie klimaty. Wśród wędrówek po Tarsie najmilej wspominam ulotne spotkania z dziećmi. Chcąc sprawić im przyjemność zafundowaliśmy darmową karuzelę u ulicznego grajka.

Na zdjęciu;   dzieciaki z przedmieścia szalejące na przenośnej karuzeli.

 

W okolicach Tarsu wciąż jeszcze żywe są tradycje koczowniczego trybu życia. Współcześni mieszkańcy przedmieść osiedlili się i żyją w bardzo skromnie skleconych bieda-domkach ale gotować lubią tradycyjnie, w owalnych, glinianych pieco-kominach lub po prostu na cegłach ustawionych przy trotuarze. Plackowaty chleb wypiekany w nich ma niezapomniany smak i zapach.

Na zdjęciu; młoda dziewczyna gotująca prawie na trotuarze poczęstowała nas gorącym plackiem nadziewanym przydrożnym zielskiem. Jak to smakowało!

Na zdjęciu; kobieta wylepiająca pieco-kominy na pasie ziemi niczyjej, czyli wzdłuż torów kolejowych.

 

Nie wszyscy chcą samodzielnie przygotowywać chlebowe placki stanowiące podstawę każdego posiłku. Ci, których stać idą do lokalnej piekarni. Można przynieść ze sobą wkład do placka (np. jajko albo jakiś bardziej wykwintny farsz) a piekarz na naszych oczach, na poczekaniu zawinie fantazyjnie i zapiecze w smakowite ciasto. Zawitaliśmy do takiej lokalnej piekarni  i w oczekiwaniu na wypiek właściciel poczęstował nas aromatyczną herbatą gratis. Porozmawiał z nami po angielsku o pogodzie i wrażeniach ze zwiedzania – co znacząco podniosło jego prestiż w oczach współpracowników.

Na zdjęciu; Klimatyczna i aromatyczna piekarnia na przedmieściach, lepsza niż wykwintna restauracja.

Pomarańczowe, cytrynowe, grejpfrutowe gaje ciągną się tuż za miastem. Drzewa uginają się od owoców. Oliwki i winogrona dopełniają pachnące bogactwa tej krainy.

Na zdjęciu; chłopka spotkana w pomarańczowym gaju.

Kolejne bazary i nekropolie to moje najczarowniejsze miejsca odkrywane pasjami w czasie podróży. Autentyzm, osadzenie w czasie i przynależnym miejscu to ich ponadczasowe atuty. Na bazarach Tarsu szukałam mydlarni. Namacalna bliskość Aleppo dawała gwarancję zakupu najprawdziwszego mydła wyrabianego z oliwy i liści laurowych a suszonego jak przed wiekami w pustynnym słońcu. Do domu wróciłam w pełni usatysfakcjonowana - z walizką pełną szarego, zielonego, żółtego i białego mydła (żelazny zapas na dwa lata a jak się skończy to znów się pojedzie…).