Spojrzenie na Turcję z perspektywy jesieni 2013r
Piękny, bogaty, rozwijający się kraj. Ale...
Nie sądzę, by po wydarzeniach na Placu Taksim, gdy cały świat bacznie obserwował oblicze tureckiej demokracji, nadal była szansa na europejską Turcję. Parlamentarzysci o ile wcześniej mogli być pod wrażeniem Tureckiego boomu gospodarczego, wzrostu PKB, wzrostu zamożności społeczeństwa, teraz naocznie przekonali się czym jest jedyna słuszna polityka władz. Jaką słabą mniejszość stanowią młodzi, wykształceni opowiadający się przeciw państwu wyznaniowemu wzmiacniającemu i tak silną pozycję wyznania muzułmańskiego.
Obydwa projekty w ramach których miałam okazję poznawać Turków dawały ze wsparciem środków unijnych możliwość poznawania się, wymiany doświadczeń poprzez bezpośrednie wizyty. O ile za pierwszym razem ekipa turecka z Adyiamanu charakteryzowała się otwarciem, chęcią uczenia się i ogromna kulturą, o tyle w drugim przypadku był to powierzchowny blichtr, dbałość o formalną poprawność i nastawienie na korzyści osobiste. To ciężkie słowa ale ani na miejscu ani podczas dwuletnich kontaktów nie byli ani autentyczni ani przekonywujący. Żałuję, że nie mamy okazji kontynuować współpracy z wcześniejszymi partnerami.
Mam w pamięci miejsca i ludzi, których poznałam podczas pierwszego pobytu a wspomnienia te budzą we mnie wiele szacunku dla codziennej pracy na głębokiej prowincji z dorosłymi i dziećmi ze środowisk biednych, mniejszościowych o odmiennych wyznaniach. To porównanie nie pozwala mi akceptować postaw obserwowanych później.
Cóż, to wielki zróżnicowany kraj o ogromnym potencjale i z bogatą tradycją. Teraz ze swoimi wewnętrznymi dylematami będą musieli uporać się sami. To taka złośliwość historii, protest na Placu Taksim wydobył na powierzchnię to co dotąd skrzętnie skrywane unaoczniło obserwatorom jaką siła, jakim zagrożeniem dla stabilnej, starej Europy mogliby się stać muzułmańscy ekspansywni Turcy.
"Bezpośrednią przyczyną wybuchu protestów była planowana budowa centrum handlowego w miejscu parku Gezi. Głębszą podstawą protestów jest społeczne niezadowolenie z rządów premiera Recepa Erdoğana lidera Partii Sprawiedliwości i Postępu."
Historia miasta Tars
Piękny, bogaty, rozwijający się kraj. Ale...
Nie sądzę, by po wydarzeniach na Placu Taksim, gdy cały świat bacznie obserwował oblicze tureckiej demokracji, nadal była szansa na europejską Turcję. Parlamentarzysci o ile wcześniej mogli być pod wrażeniem Tureckiego boomu gospodarczego, wzrostu PKB, wzrostu zamożności społeczeństwa, teraz naocznie przekonali się czym jest jedyna słuszna polityka władz. Jaką słabą mniejszość stanowią młodzi, wykształceni opowiadający się przeciw państwu wyznaniowemu wzmiacniającemu i tak silną pozycję wyznania muzułmańskiego.
Obydwa projekty w ramach których miałam okazję poznawać Turków dawały ze wsparciem środków unijnych możliwość poznawania się, wymiany doświadczeń poprzez bezpośrednie wizyty. O ile za pierwszym razem ekipa turecka z Adyiamanu charakteryzowała się otwarciem, chęcią uczenia się i ogromna kulturą, o tyle w drugim przypadku był to powierzchowny blichtr, dbałość o formalną poprawność i nastawienie na korzyści osobiste. To ciężkie słowa ale ani na miejscu ani podczas dwuletnich kontaktów nie byli ani autentyczni ani przekonywujący. Żałuję, że nie mamy okazji kontynuować współpracy z wcześniejszymi partnerami.
Mam w pamięci miejsca i ludzi, których poznałam podczas pierwszego pobytu a wspomnienia te budzą we mnie wiele szacunku dla codziennej pracy na głębokiej prowincji z dorosłymi i dziećmi ze środowisk biednych, mniejszościowych o odmiennych wyznaniach. To porównanie nie pozwala mi akceptować postaw obserwowanych później.
Cóż, to wielki zróżnicowany kraj o ogromnym potencjale i z bogatą tradycją. Teraz ze swoimi wewnętrznymi dylematami będą musieli uporać się sami. To taka złośliwość historii, protest na Placu Taksim wydobył na powierzchnię to co dotąd skrzętnie skrywane unaoczniło obserwatorom jaką siła, jakim zagrożeniem dla stabilnej, starej Europy mogliby się stać muzułmańscy ekspansywni Turcy.
"Bezpośrednią przyczyną wybuchu protestów była planowana budowa centrum handlowego w miejscu parku Gezi. Głębszą podstawą protestów jest społeczne niezadowolenie z rządów premiera Recepa Erdoğana lidera Partii Sprawiedliwości i Postępu."
Historia miasta Tars
Tureckie wybrzeże Morza Śródziemnego i kraina Hatay, płynne
łączą się z Syrią. Tym razem dolecieliśmy samolotem do przemysłowej Adany, odwiedziliśmy portowy Mersin, by zatrzymać
się na dłużej w Tarsie – miejscu urodzenia Św. Pawła.
Dzisiejszy Tars może w pierwszej chwili wydać się mało
atrakcyjny. Dziurawe ulice, rozpadające się domy, zaułki odstraszające turystę…
Ale to tylko pozory. Nie da się nie zauważyć kilku tysiącleci historii i
wielości kultur, które odcisnęły ślad na skrawku ziemi na szlaku wiodącym od
Syrii w dorzecze Eufratu i Tygrysu. Grecka legenda mówi, że Tars powstał w
miejscu gdzie mitologiczny Pegaz zranił się w kopyto. Wedle innych, założył je
Set – jeden z synów Adama i Ewy. Niewątpliwie gdzieś w tej okolicy zeszła na
ląd egipska królowa Kleopatra przed spotkaniem z Markiem Antoniuszem, który w
jednej chwili stracił dla niej głowę, przesądzając w ten sposób nie tylko swoje losy.
Na zdjęciu; Brama Kleopatry – rzymska budowla tylko z nazwy
upamiętniająca romantyczne
wydarzenie. Tars już w około 2300 roku przed Chrystusem był ważnym centrum
handlowym i ośrodkiem kultury a w czasie spotkania przyszłej pary kochanków
miał połączenie z morzem dzięki lagunie, dziś całkowicie zamulonej.
Na zdjęciu; fragment zachowanej drogi rzymskiej w centrum
Tarsu.
Najbardziej rozsławił Tars Św. Paweł (Szaweł).
Najznamienitszy wśród pielgrzymów był dumny ze swego pochodzenia. Rzymskiemu
trybunowi w Jerozolimie powiedział; „Ja jestem Żydem z Tarsu, obywatelem
znacznego miasta w Cylicji”.
Na zdjęciu; Studnia Św Pawła, czyli namacalna pozostałość w
miejscu, w którym stał dom rodzinny apostoła. Woda ma oczywiście nadzwyczajne
właściwości uzdrawiające. Pijemy ze skórki po pomarańczy – w jedynym dostępnym
w miarę sterylnym naczyniu.
Przechadzając się po
Antik Sehir, czyli starej części
miasta można dostrzec liczne ślady dawnej świetności Tarsu. Zabytkowe meczety
pełniły wcześniej funkcje kościołów, obok nich wznoszą się mury rzymskich łaźni
a wokoło tętni życiem współczesne miasto. Otomańskie domy rozsypują się ze
starości.
Na zdjęciu; uliczka w Tarsie.
Każdy gospodarz chciałby zaprezentować swoje miasto z jak
najlepszej strony. Zostaliśmy zakwaterowani w jdynym, pokazowym o „europejskim
standardzie” hotelu. Miejscowi omijali to miejsce szerokim łukiem. Teren był
szczelnie ogrodzony a jedyna droga prowadziła przez podjazd pod nadzorem kamer.
Nawet wszechobecne dzieciaki tu nie docierały. Na szczęście kilkaset metrów
dalej można było poczuć autentyczne klimaty.
Na zdjęciu; popisowy punkt wycieczek turystycznych –
atrakcja miasta - selale czyli kaskadowy wodospad na obrzeżach Tarsu. W pobliżu
herbaciarnie i ekskluzywne restauracje oraz hotel dla obcokrajowców.
Ashab-i Kehf (Yedi Uyurlar) czyli meczet wzniesiony ponad
chrześcijańską grotą siedmiu śpiących. Niezwykłe, magiczne, wielokulturowe
miejsce. Przykład interakcji odmiennych kultur, islamu i chrześcijaństwa. Ponadczasową
i ponadkulturową opowieść o niezłomnej wierze
młodych chrześcijan , którzy nie ulękli się i nie ugięli przed naciskami
rzymskiego cesarza (Dioklecjana lub Decjusza) zawarto w Koranie. Nie do końca
zrozumiałym (a podkreślanym) elementem opowieści był pies, który towarzyszył uciekinierom w
górach. Uciekinierzy ukryli się w górskiej grocie, rzymscy żołnierze znaleźli
kryjówkę i zamurowali wejście. Młodzi ludzie zasnęli na długie lata (wg Koranu
na 309 lat a wg przekazów chrześcijańskich na około 200 ). Obudziło ich
trzęsienie ziemi. A było to za czasów
cesarza Teodozjusza II, kiedy chrześcijaństwo było już religią państwową. Jeden
z uciekinierów wybrał się do miasta, aby kupić chleb, za który zapłacił
monetami z czasów Decjusza. Powszechnie stwierdzono , że to cud. Po śmierci bohaterowie
zostali pochowani w grocie, która w ten sposób
stała się miejscem świętym. Ten sam mit zmartwychwstania siedmiu śpiących,
obrazujący siłę wiary przedstawiany jest także w średniowiecznych,
chrześcijańskich rękopisach.
Na zdjęciu; widok z wnętrza jaskini. Oczywiście woda
skapująca ze ścian ma właściwości uzdrawiające.
Klimat tureckiego małomiasteczkowego przedmieścia. Schodząc
z utartych, turystycznych szlaków wkraczamy w fascynującą krainę codzienności.
Lokalne uliczki z maleńkimi sklepikami, pranie łopoczące na wietrze, zapachy
potraw dogotowujących się w porze obiadowej i wreszcie rozochocone dzieciaki i
ich matki nieufnie ale ciekawie spoglądające na przybyszów – chyba wszędzie na
przedmieściach można napotkać takie klimaty. Wśród wędrówek po Tarsie najmilej
wspominam ulotne spotkania z dziećmi. Chcąc sprawić im przyjemność
zafundowaliśmy darmową karuzelę u ulicznego grajka.
Na zdjęciu; dzieciaki
z przedmieścia szalejące na przenośnej karuzeli.
W okolicach Tarsu wciąż jeszcze żywe są tradycje
koczowniczego trybu życia. Współcześni mieszkańcy przedmieść osiedlili się i
żyją w bardzo skromnie skleconych bieda-domkach ale gotować lubią tradycyjnie,
w owalnych, glinianych pieco-kominach lub po prostu na cegłach ustawionych przy
trotuarze. Plackowaty chleb wypiekany w nich ma niezapomniany smak i zapach.
Na zdjęciu; młoda dziewczyna gotująca prawie na trotuarze
poczęstowała nas gorącym plackiem nadziewanym przydrożnym zielskiem. Jak to
smakowało!
Na zdjęciu; kobieta wylepiająca pieco-kominy na pasie ziemi
niczyjej, czyli wzdłuż torów kolejowych.
Nie wszyscy chcą samodzielnie przygotowywać chlebowe placki
stanowiące podstawę każdego posiłku. Ci, których stać idą do lokalnej piekarni.
Można przynieść ze sobą wkład do placka (np. jajko albo jakiś bardziej
wykwintny farsz) a piekarz na naszych oczach, na poczekaniu zawinie fantazyjnie
i zapiecze w smakowite ciasto. Zawitaliśmy do takiej lokalnej piekarni i w oczekiwaniu na wypiek właściciel
poczęstował nas aromatyczną herbatą gratis. Porozmawiał z nami po angielsku o
pogodzie i wrażeniach ze zwiedzania – co znacząco podniosło jego prestiż w
oczach współpracowników.
Na zdjęciu; Klimatyczna i aromatyczna piekarnia na
przedmieściach, lepsza niż wykwintna restauracja.
Pomarańczowe, cytrynowe, grejpfrutowe gaje ciągną się tuż za
miastem. Drzewa uginają się od owoców. Oliwki i winogrona dopełniają pachnące
bogactwa tej krainy.
Na zdjęciu; chłopka spotkana w pomarańczowym gaju.
Kolejne bazary i nekropolie to moje najczarowniejsze miejsca
odkrywane pasjami w czasie podróży. Autentyzm, osadzenie w czasie i
przynależnym miejscu to ich ponadczasowe atuty. Na bazarach Tarsu szukałam
mydlarni. Namacalna bliskość Aleppo dawała gwarancję zakupu najprawdziwszego
mydła wyrabianego z oliwy i liści laurowych a suszonego jak przed wiekami w
pustynnym słońcu. Do domu wróciłam w pełni usatysfakcjonowana - z walizką pełną
szarego, zielonego, żółtego i białego mydła (żelazny zapas na dwa lata a jak
się skończy to znów się pojedzie…).