poniedziałek, 31 maja 2010

Paryż 2010 maj


Paryż w maju

Tanie linie lotnicze, autobus, metro… W okolice Montrmartru docieramy już w nocy. Walizka turkocze na wybojach, nad głowami najprawdziwsze, stareńkie, paryskie kamienice i niebo gwiaździste nad nimi... Ulice mimo późnej pory rozbrzmiewają odgłosami miasta. Taniutki, zabukowany przez Internet hotelik leży w pobliżu wzgórza artystów, dzielnicy bohemy. Przesiadając się na jednej ze stacji metra zatrzymujemy się aby posłuchać jazzującego w podziemiach mini-zespołu. W ich rytmach brzmi dawny Paryż, czas się zatrzymał. Jest 23 godzina. Podróżujący chętnie wrzucają do kapelusza drobniaki. I co z tego, że wiemy, że to aranżacja pod turystów. W nas narasta ekscytacja – tak, trafiliśmy we właściwe miejsce o właściwym czasie. Przełom maja i czerwca – najpiękniejszy tydzień wiosny zamierzamy spędzić w Paryżu.

Na zdjęciu – sklepik vis a vis naszego hoteliku. Jakże paryski. Maj 2010

 

Kwatera równie mikroskopijna jak korytarzyk, trzy czwarte powierzchni zajmuje łóżko (na szczęście czysto zasłane). W rogu pokapujący kran, kiwające się krzesełko i dziura w ścianie bez wieszaków w roli szafy. Nie odzywam się – w końcu to był mój pomysł i mój internetowy wybór. Proszę tylko żeby mąż zajrzał pod łóżko czy nie czai się tam jakaś niespodzianka. Robali brak – szybko zasypiamy. Rano budzi nas śpiew ptaków zza okien. Nie pamiętam aby coś mi się śniło. Przeciągam się leniwie, nasłuchuję przygłuszonych odgłosów z knajpki poniżej, rozglądam się z pewną rezerwą; nie jest źle. Pokoik jak dla krasnoludków ale czyściutki. Mamy nawet okno balkonowe wychodzące na dość przestronne podwórko – studnię. Wylegujemy się bezwstydnie. W końcu nie przyjechaliśmy tu zaliczać zabytków lecz kontemplować uroki europejskiej stolicy. Ogrom miejsc których tym razem nie zobaczymy nie powinien nas przytłaczać. Wiemy, że odwiedzimy Mistrza Moneta i Damę z Jednorożcem – to jedyne pewniaki naszego planu a reszta… Może się przydarzy a może nie.  Nieśpiesznym krokiem zagłębimy się w Paryskie zaułki z założeniem, iż absolutnie wszystko co nas spotka będzie z cała pewnością cudowne. Nie ma alternatywy.

 Na zdjęciu – uliczki Montrmartru. Spacery w czasie kiepskiej pogody mają zasadniczą zaletę – mało współtowarzyszy. Paryż /maj 2010

 
Paryskie Muzeum Sztuki Średniowiecznej mieści się w dawnej siedzibie mnichów  bractwa z Cluny. Wśród miejsc niezwykłych – to wydaje się być magicznym miejscem mocy, przenoszącym w czasie. Bryła budynku widoczna z głównego traktu nie wydaje się na pierwszy rzut oka zbyt interesująca. Ot, kolejne stare mury z jakimiś dziedzińcami. Właśnie ta naturalność, niewyszukana prostota stanowią o sile oddziaływania. Gładkość kamieni fasad zmywanych po tysiąckroć wiosennymi deszczami, wyprażanych letnim słońcem, smaganych jesiennymi wichrami a zimą narażonych na nieubłagany, niszczycielski mróz, ta gładkość stanowi o trwaniu budowli. Kunszt mistrzów przed wiekami decydujących o kształcie Opactwa wynikał z doświadczenia pokoleń budowniczych. Właściwy kamień znajdował właściwe miejsce, w którym miał niezmiennie trwać , obojętny na historię i ludzi, pośpiesznie przemijających w zapomnienie. Od frontu odtworzono założenia mnisiego ogródka. W czterech kwaterach, podzielonych na mniejsze, tematyczne części posadzono rośliny lecznicze i kuchenne. O ich zastosowaniu, szczególnych właściwościach i wyglądzie można przeczytać na niewielkich tablicach edukacyjnych.  Jest w tym miejscu zaklęta mądrość pokoleń mnichów żyjących w pozornym odosobnieniu, samowystarczalnych, leczących a czasem trujących, nawet wśród wielkomiejskich bruków dbających o zdrowe przyprawy w co dziennej, skromnej diecie. Przechadzając się wśród geometrycznie wytyczonych ścieżynek, potrącam zioła które zaczynają intensywniej pachnąć. Rozmieszczenie poszczególnych gatunków jest nieprzypadkowe. Przypisane miejsca odpowiadają zadanej symbolice. Także nazewnictwo sięgające korzeniami do najstarszych pokładów ludowej wiedzy, jednocześnie nawiązuje do skojarzeń, przeniesień głęboko chrześcijańskiej, katolickiej tradycji.
Na wewnętrznym dziedzińcu zaległa cisza. Urok zwiedzania przed szczytem sezonu zasadza się na krótkich chwilach samotności w obcowaniu z miejscami dla których wyruszyliśmy w podróż. Można przysiąść na chwilę na przytulonej do zabytkowego muru, ocienionej, kamiennej ławeczce i przymknąwszy oczy wodzić palcami po starej studni i odtworzyć powiew odżywczego chłodu z jej mrocznej, omszałej czeluści. Można w gładkościach charakterystycznych zagłębień schodzonych posadzek, pod opuszkami poczuć ślady ludzi którzy byli tu przed nami. Można oprzeć się o brzeg kamiennej studni zadrzeć głowę i spojrzeć w wytrzeszczone ślipia rzygacza a nawet bez pośpiechu poczekać na prawdziwy deszcz aby doświadczyć wrażenia siły wody tryskającej z jego paszczy.
Na zdjęciu – ogrody przyklasztorne. Paryż / maj 2010
Wharton William (właśc. Du Aime Albert) Tworzył powieści obyczajowo-psychologiczne, których bohaterem jest zawsze alter ego pisarza. Przez lata mieszkał w Paryżu , utrzymując się z malowania obrazów oraz wynajmowania remontowanych przez siebie mieszkań w paryskich kamienicach. Wydarzenia te opisał w powieściach Spóźnieni kochankowie oraz Werniks. W latach 60. domem rodziny Whartonów stała się barka mieszkalna na Sekwanie (Dom na Sekwanie ). William Wharton myślał i mówił o sobie przede wszystkim jako o malarzu. Malował z pasją do końca życia. Początkowo sprzedawał swoje prace, jednak po uzyskaniu niezależności finansowej zachowywał je dla siebie, a nawet starał się część prac odkupić.
 
 Na zdjęciu – współczesna barka mieszkalna na Sekwanie.
 
 
 

 

Turcja 2010

STAMBUŁ
Stolica trzech historycznych imperiów; bizantyjskiego, zachodniorzymskiego, osmańskiego. Miasto na styku dwóch kultur. Azja i Europa , stare i nowe, chrześcijaństwo i islam przez wieki obok siebie. Piętnastomilionowy moloch nadal się rozrasta pochłaniając anatolijską wieś a przynajmniej wchłaniając jej mieszkańców. Meczety i dyskoteki, czarczafy i gołe pępki, awangardowe galerie i wirujący w zapamiętaniu derwisze. Bizantyjsko złote Miasto przygotowane by zabłysnąć jako kulturalna stolica, pokazać się Europie  w pełnym blasku.

Cieśnina Bosfor łączy Morze Marmara z Morzem Czarnym. Po jednej stronie jeszcze Europa ale po przekroczeniu mostu już Azja. To tylko podział symboliczny bo oczywiście lądując w Stambule musimy wykupić za 15 euro wizę - póki co Europa bacznie przygląda się Turcji. Za kilka euro wyruszamy na przejażdżkę po Bosforze. Warto wiedzieć, że sama nazwa „Bosfor" pochodzi od grackiego słowa „bosporos" oznaczającego przeprawę dla bydła.
 Z wody najlepiej widać potęgę i przepych miasta. Mijamy kolejne historyczne budowle przeglądające się w wodach Bosforu. W oddali pozostają rozświetlone słońcem kopuły meczetów. Stąd chyba najłatwiej zrozumieć dlaczego Stambuł otacza tak czarowna aura. Rejs po Bosforze polecam każdemu. 600 metrowa fasada Pałacu Dolmabahce , pałac Ciragan, meczet w Ortakoy - wydają się unosić na wodzie. Zadzieramy głowy by ogarnąć ogrom wiszącego mostu.

Sultanahmet - stare miasto.
Mając kilka godzin w Stambule trudno dokonać wyboru. Chciałoby się poznać dzielnicę Galata ale alternatywą są zakamarki Sultanahmetu, Haga Sofia i Błękitny Meczet.
Lądujemy późnym wieczorem. Mamy do dyspozycji dwie noce ale tylko jeden dzień. Wybieram niezbyt drogi hotel o standardzie europejskim (co oznacza ni mniej ni więcej, że w łazience możemy liczyć na glazurę i znormalizowany sedes a nie dziurę w podłodze) przy Haga Sofia. Wszystko jest na miejscu. Okno wychodzi na sędziwy mur z kilkuwiekowymi może bizantyjskimi cegłami. Brak widoku mi nie przeszkadza, mam świadomość obcowania z namacalną historią a ponadto słabiej słychać tu nawoływania muezinów. Ceny noclegów umiarkowane ale właściciele odbijają sobie na cenach w restauracji na parterze. Poza pysznym śniadaniem wliczonym w cenę, generalnie pozostajemy przy kanapkach i przegryzkach na mieście. Restauracja kusi wieczornymi koncertami a w dzień pokazami tradycyjnego wypieku placków w okrągłych, chlebowych piecach i na wielkich, tradycyjnych płytach.

Targ z przyprawami mniejszy ale nie uboższy krewny Wielkiego Bazaru - wędrujemy wśród  alejek odurzeni zapachami unoszącymi się znad koszy pełnych różnokolorowych przypraw; żółciutki szafran, czerwone odmiany papryki, zielone, sproszkowane pistacje, zmysły nie nadążają. Najróżniejsze kształty i smaki serów, obfitość oliwek, herbata w ogromnych worach, kawa na wagę w oszałamiającej różnorodności. Osmański przepych działa na wyobraźnię, kubki smakowe szaleją.

Haga Sofia - Świątynia Mądrości Bożej - najważniejsza świątynia Bizancjum, wzór architektonicznej doskonałości. Ufundowana w 532 roku przez Justyniana I Wielkiego była prestiżowym miejscem koronacji kolejnych cesarzy. Prawie tysiąc lat trwała jako symbol i opoka chrześcijaństwa aż do przełomowego zdobycia przez Turków Konstantynopola. Koniec chrześcijańskiej świątyni to także koniec pewnej epoki. Ojciec wszystkich Turków czyli Ataturk podjął jedyną słuszną decyzję - ponad podziałami przeznaczył obiekt na muzeum pozostawiając zarówno ślady okresu gdy była ona meczetem jak i przywracając świetność bizantyjskim mozaikom.
Wnętrze kościoła było zaprojektowane jako odzwierciedlenie nieba na ziemi. Wspaniałe mozaiki, Mihrab, wielka kopuła zdobiona cytatami z Koranu - to trzeba zobaczyć.


Błękitny Meczet
Decyzją ambitnego Sułatana Ahmeta I naprzeciwko Hagi Sofii stanął w 1609r Błekitny Meczet. Jego dostojna piękność miała przyćmić czar sąsiadującej świątyni.
Powracając z Turcji zachowujemy wspomnienie zaśpiewnego nawoływania Muezzina do modlitwy tradycyjnie dzielącej dobę na 5 części (nawet jeśli obecnie na wieży –Minarecie zastąpiły go głośniki). Przed modlitwą wierni obowiązkowo dokonują rytualnego obmycia stóp i rąk. Do meczetu wkraczają boso. Kobiety okrywając skromnie głowy chustą skupiają się w mniejszej ,wydzielonej części – zazwyczaj zakratowanej. Nie będą swoją obecnością i widokiem rozpraszały mężczyzn skupionych na modlitwie. Wszyscy zwróceni są w kierunku Mekki, przed nimi Mihrab – nisza w ścianie a po prawej kazalnica czyli mimber. Nie należy przeszkadzać wiernym oddającym cześć Allachowi pod przewodnictwem Immana.



Błękitne Oko  Proroka symbolizujące spojrzenie Mahometa  chroni przed złym urokiem – dostaniesz je w prezencie lub możesz kupić na każdym ulicznym stoisku. A w Błękitnym Meczecie otoczą cię dziesiątki tysięcy błękitnych kafli z Izniku. Istambulski Błękitny Meczet (Sultan Ahmet Camii) został zbudowany w XVII wieku na polecenie sułtana Ahmeta I. W jego zamyśle meczet ten miał przewyższyć swą potęgą i pięknem stojącą nieopodal Aya Sofię.

Na zdjęciu – atmosfera wieczornej modlitwy w meczecie. Turcja, Stambuł / maj 2010r

Początkowo układano ozdobne, malowane ręcznie kafle jedynie w rzędzie wzdłuż podłogi, z czasem zaczęły piąć się w górę pokrywając całe ściany, zastępując mozaiki a nawet wypierając marmurowe okładziny. Płytki ceramiczne zdobiły zarówno meczety, jak i łaźnie oraz rezydencje prywatne bogatych paszów.  Początki świetności tureckiej ceramiki sięgają czasów seldżuckich, czyli XI wieku naszej ery.  Wszyscy artyści zamieszkujący zdobyty przez sułtana Selima I perski Tabriz zostali zesłani właśnie do Izniku, gdzie rozwinęli do perfekcji sztukę produkcji fajansowych kafli i naczyń. Największe zamówienie zrealizowane przez lokalnych mistrzów ceramiki (21 043 płytek w 50 wzorach) zostało wykonane w 1609 roku, w celu ozdobienia Błękitnego Meczetu.


W Sultanahmet tuż obok siebie znajdziemy prawdziwe perły; Pałac Topkapi, Meczet Sulejmana, Hammam Cemberlitas, kolumna Konstantyna, Hipodrom.


Cysterna Bazylikowa (Yerebatan Sarnıcı) to wspaniałe miejsce by odetchnąć chłodnym powietrzem w gorący dzień. Od czasów starożytnych cysterny służyły jako ogromne rezerwuary wody dla miasta. Cysterna Bazylikowa powstała w szóstym wieku naszej ery, za czasów cesarza Justyniana I. Z czasem uległa zapomnieniu, odkryta w szesnastym wieku po podboju Konstantynopola, ponownie zapomniana, została odrestaurowana w 1987 r. po usunięciu zalegających wewnątrz od kilkuset lat błota i śmieci. Trudno sobie wyobrazić, jak można było zapomnieć o obiekcie takiej klasy położonym w samym sercu starej dzielnicy. A jednak… My mieszkając w hoteliku położonym w odległości ok. 50m, mijaliśmy wejście kilkakrotnie a gdy podążając za wskazówkami z przewodnika chcieliśmy odwiedzić cysternę, okazało się, że szukaliśmy wejścia ponad godzinę. Podobno odnaleziono ją podstępem. Pewien Niemiec zauważył, że na  miejscowym targu sprzedawane są świeże ryby, które nie mogły pochodzić z Bosforu. Przekupił młodego Turka, który zaprowadził go do ukrytego podziemnego zbiornika, pełnego karpi. Cysterny były obiektami o znaczeniu strategicznym. W razie oblężenia zapewniały zapasy wody. Las wystających z wody kolumn wywiera niezapomniane wrażenie - 336 kolumn podtrzymuje sklepienie, z wody wynurzają się dwie rzeźbione głowy Meduzy.

ADYIAMAN


Okolice Adıyaman były zamieszkane od najdawniejszych czasów. Istnieją archeologiczne dowody (w postaci jaskini Palanlı w pobliżu miasta), że osadnictwo na tych terenach sięga co najmniej 40 tysięcy lat przed naszą erą. Podobnie jak cała Anatolia region był często najeżdżany, między innymi przez Asyryjczyków, Persów i Macedończyków. W 69 roku przed naszą erą powstało tu królestwo Kommageny. Ta antyczna cywilizacja postawiła monumentalne posągi na pobliskiej górze Nemrut.


Tureckie obierce.
Według istniejącej teorii historyków, pierwsze dywany powstały w plemionach koczowniczych, które w ciągu długiego czasu, kierowane potrzebami praktycznymi, nauczyły się sztuki przeplatania ze sobą miękkich włókien roślin oraz wykorzystywania wełny zwierząt, tworząc z niej coś w rodzaju filcu. W tamtej odległej epoce, głównym zastosowaniem dywanów była przede wszystkim ochrona przed zimnem, a z biegiem czasu zabezpieczenie się przed złymi mocami za pomocą magicznych symboli, jakie były na nich umieszczane. Modlitewnym dywanom przypisywano nadprzyrodzone właściwości . Według mieszkańców Wschodu ręcznie tkane dywany mają duszę. Dla Azjatów jest to o wiele ważniejsze niż fakt, że stanowią piękny element wyposażenia wnętrz. Islam nadał ich ornamentom religijny sens. W miejscach kultu nabierają szczególnego znaczenia i nieprzypadkowo są ozdobą meczetów. . W sztuce islamu ornamenty są nośnikami znaczeń. Dywan jest zaszyfrowanym przesłaniem, do odczytania którego potrzeba wiedzy i wyobraźni. Wiedza o tym, że drzewo życia symbolizuje ludzką wędrówkę do nieba, a złe oko - ochronę przed złym spojrzeniem, to dopiero połowa sukcesu

Na zdjęciu – . Dywan po utkaniu jest prany, zdarza się, że wtedy ujawniają się drobne usterki. Naprawy dywanów zarezerwowane są dla mężczyzn.  Turcja, Adyaman /maj 2010r

Na zdjęciu -. Wyrobem tureckich dywanów od wieków tradycyjnie zajmują się kobiety, a najczęściej młode dziewczyny, które cieszą się jeszcze dobrym wzrokiem i drobnymi palcami. Kobierce i kilimy stanowiły część posagu panny młodej i pozostawały w rodzinie na zawsze. .  Turcja, Adyaman /maj 2010r.

Południowo-wschodnia Anatolia

Południowo-wschodnia Anatolia to najbardziej orientalna część Turcji a zarazem najsłabiej rozwinięty i ciągle, pomimo ambitnych założeń projektu GAP, niedoinwestowany obszar Turcji, również pod względem produkcji przemysłowej. Dolinne dorzecze Eufratu i Tygrysu, obrzeżone z trzech stron górskimi pasmami to nawet dzisiaj egzotyczna część Turcji. Tereny te pomimo fascynujących zabytków, ruin starożytnych osad i miast z powodu działań kurdyjskich separatystów (zwanych przez Turków góralami ) były omijane prze turystów. A przecież Mezopotamia  to obszar o najstarszej historii wśród wszystkich krajów. Mezopotamia – kraina między dwoma rzekami, ziemie miedzy Eufratem a Tygrysem, gdzie  miał znajdować się biblijny raj na ziemi. Baśniowa kraina znana z Tysiąca i jednej nocy z Babilonem- miejscem jednego z cudów świata –Wiszących ogrodów Semiramidy i Wieży Babel (tereny dzisiejszej Syrii).


Liczne stanowiska archeologiczne zostały zatopione przez wody spiętrzone przez Tamę Ataturka. W Adiyamańskim muzeum oglądaliśmy zachowane znaleziska dające wyobrażenie ciągłości pokoleń zaludniających tę niegdyś bogatą krainę. Prehistoryczne systemy irygacyjne uległy z czasem zniszczeniu a palące słońce powoduje że rolnikom z trudem udaje się utrzymać z uprawy skalistej i w wyższych partiach mało urodzajnej ziemi. Woda jest życiem. Realizacja ambitnego projektu Południowo – Wschodnia Anatolia (GAP) ma docelowo poprawić sytuację rolników a przede wszystkim wygenerować energię elektryczną i przyciągnąć przemysł. Po rozwiązaniu problemów z przesyłem, nadwyżki energii popłyną w głąb kraju. Na razie obserwuje się zubożenie rolników, przenoszących się wraz z całymi rodzinami do dzielnic nędzy w pobliskich miastach. Budowa największej w Turcji a zarazem czwartej na świecie tamy pochłonęła wiele istnień ludzkich. Wzniesiony pomnik upamiętnia ten fakt.
 
Kopiec Karakus Tumulus kryje doczesne szczątki żony króla Antiocha. Miejsce wzięło nazwę od świetnie zachowanego posągu czarnego ptaka- orła. Za szczytu roztacza się wspaniały widok na bogatą Mezopotamię.

Historia góry Nemrut to jednocześnie historia szaleństwa i megalomanii. Lokalny król sprzed czasów rzymskich, zwany Antiochusem, wierzył, iż jest równy bogom z przeszłości. Aby dać wyraz temu przekonaniu, nakazał na szczycie górskim usypać sztuczny wierzchołek z kruszonej skały, o wysokości 50 metrów. Na trzech wielkich tarasach pragnąc zrównać się z bogami władca z dynastii Kommageny umieścił swoje gigantyczne posągi w towarzystwie bogów greckich i perskich. (Jego ojcu wystarczyło, że się uwiecznił ściskając dłoń Heraklesa.)`` W wyniku trzęsień ziemi posągi straciły głowy, które stoją obecnie osobno na ziemi. Największe wrażenie robi Nemrut o wschodzie lub zachodzie słońca.
 
 
Nieliczni podróżnicy, którzy docierają w te dalekie rubieże Anatolii, przybywają tu w poszukiwaniu przygody, dreszczu emocji lub śladów historii biblijnych. Tymczasem smakosze również nie będą rozczarowani południowym-wschodem Turcji, zwłaszcza jeżeli uwielbiają słodycze. Miłośnicy dobrego jedzenia uważają , że kuchnia turecka należy do najlepszych. Posiłki składają się głównie z baraniny i świeżych warzyw przyprawionych aromatycznymi ziołami. Turcy są gościnni i życzliwie nastawieni do turystów.
Na zdjęciu – Turek, z którym po chwili zasiedliśmy na poduchach udających sofę, by degustować herbatę ze szklaneczek w kształcie tulipana. On częstował skręconymi papierosami a od nas dostał miętówki. . Turcja / maj 2010r
 
Kobiety w islamskiej Turcji – temat trudny.  Za czasów Ataturka wprowadzono obowiązek i zarazem prawo do nauki dla kobiet. Bardziej delikatną sprawą okazał się ubiór kobiet - nawet Ojciec Wszystkich Turków nie odważył się na podjęcie kroków nakazujących zdjęcie zasłony - czarczafu . Trwa przepychanka o chustki. Dla Europejczyków trudna do zrozumienia ale dla tradycyjnie wychowanej muzułmanki – zasadnicza.
Na zdjęciu – młode dziewczyny z tradycyjnych islamskich domów mogą kształcić się ale z domu wychodzą tylko pod opieką zakwefionej ciotki. Anatolia, Turcja / maj 2010r.
Do czasu Atatürka Turcja była centrum światowego islamu. Nagle stała się krajem wojującym z religią. Atatürk każe wojsku strzelać do mężczyzn, którzy nie chcą zdjąć z głów tradycyjnych fezów: czapeczek w kształcie rondla z pomponikiem. Mówi: "Cywilizowany, międzynarodowy ubiór jest godny i właściwy dla naszego narodu i będziemy go nosić. Obuwie na nogach, spodnie, koszule i krawaty, marynarki i kamizelki oraz - naturalnie do kompletu - nakrycie głowy z rondem. To nakrycie głowy nazywa się kapelusz" - i w 1925 roku wprowadza tak zwaną ustawę kapeluszową. Kemal Atatürk oraz stworzona przez niego doktryna kemalizmu sprawiły, że dziś Turcja jest państwem prowadzącym negocjacje w sprawie przystąpienia do Unii Europejskiej, a nie „Islamską Republiką Turcji” rządzoną przez radykalnych duchownych. Atatürk stworzył niezwykle istotny dziś pomost pomiędzy Światem Islamu a Światem Zachodu. Jego sylwetka oraz kemalizm są dla młodych ludzi doskonałym przykładem rozwoju społecznego, gospodarczego i oświatowego.
 Na zdjęciu – Święto Młodości – szczególnie uroczyście fetowane na prowincji. Uczniowie wszystkich publicznych szkół obowiązkowo uczestniczą w wydarzeniu przypominającym zasługi Ataturka dla tureckiej oświaty. Adyaman, Turcja / maj 2010r.
 

Ataturk
Zasługuje na oddzielny akapit. Siłę Ojca Narodu odczuwa się szczególnie na prowincji. W tureckich miastach miejsce szczególne zajmuje zawsze gigantyczny posąg wodza. Portrety zmarłego w 1939r wodza można spotkać wszędzie. Nie ma instytucji publicznej ze ściany której nie spoglądałby dumnie Ojciec Wszystkich Turków.  Kult Mustafy Kemala jest powszechny i oczywisty. Dzieci ssą go z mlekiem matki, szkoła tylko go wzmacnia. Zniósł sułtanat i został pierwszym prezydentem republiki. Odważnie wprowadził zachodni model życia, równouprawnienie kobiet i sekularyzację państwa. Rozwinięty po jego śmierci kult jednostki bardziej zaszkodził niż pomógł jego ideom. Wspólnota turecka nie ucieknie przed różnorodnością. Korzenie kurdyjskie czy tatarskie są nadal silne. Sytuację komplikują migracje wewnętrzne - ze wsi do miast i migracje do Europy np. do szczególnie ulubionych Niemiec. Rozmawiając z Turkami czuje się jak bardzo dbają o budowanie pozytywnego wizerunku w każdej sytuacji. Równouprawnienie kobiet też ma różne oblicza. Turecki macho na ulicach Stambułu uważa zapewne, że ma prawo gwizdać i zaczepiać niewybrednie europejki choćby z tego powodu, że mają błękitne oczy i same chodzą po ulicy. Podczas pobytu w Turcji w sytuacjach bardziej oficjalnych spotykaliśmy samych mężczyzn. Jakże trudno było im się przyzwyczaić, że w polskiej grupie szefami były kobiety. Facet facetowi zawsze najpierw poda rękę, bo kobieta jest wszak dodatkiem do mężczyzny. Na prowincji w instytucjach publicznych nie było toalet dla kobiet - bo tam kobiety po prostu nie pracowały. Na prowincji starałam się zawsze mieć przy sobie szal. Pozwalał mi mieć okryte włosy i ramiona w każdej wymagającej tego sytuacji. Gdy pewnego wieczora wracaliśmy z Piotrem na piechotę do hotelu, było gorąco i szal zsunął mi się odkrywając ramię. Na prowincjonalnej uliczce jakiś wyrostek nie mógł się oprzeć i podleciał by mnie dotknąć. Potem rzucał za nami kamieniami. Jednocześnie mam w pamięci uprzejmość i grzeczny dystans jaki zachowywali zawsze nasi partnerzy projektowi . Jedyną kobietą na stanowisku, którą spotkałam na prowincji była ciężarna Turczynka  odpowiadająca za nadzór nad placówką dziennego pobytu kobiet z mniejszości cygańskich. Ale tej roli ze względów kulturowych nie mógłby pełnić mężczyzna. Smutno było nam patrzeć na młodziutkie , niezamężne dziewczyny poowijane szczelnie, którym aż oczy się świeciły do nowego. W centrach kształcenia dorosłych mogą pod czujnym okiem zakwefionej, czarnej starej ciotki pobierać naukę szycia, haftowania itp. czynności przydatnych by pięknie przygotować posag.
 

piątek, 30 kwietnia 2010

Hiszpania; Madryt, Sallamanca, Valladolid, kwiecień 2010

Życie jak w Madrycie
Targ Retiro. Jak każdy targ - klimatyczny.
Sprzedający wyjątkowo źle znosili fotografowanie.
 
Odwiedzając po raz pierwszy Madryt może z początku odnieść wrażenie wszechobecnego chaosu i dezorientacji. Porządek doby jest odwrócony. Rano odsypia się szaleństwa poprzedniej nicy. Zaraz po południu rozpoczyna się sjesta, przeciągająca się do wieczora. Po zmroku jakby wszyscy wylegali na zewnątrz i dopiero wieczorem miasto zaczyna żyć. Noce na ulicach są gwarne a lokale pełne. Jeść zaczynają po 22 ej.
W Madrycie byłam dwa razy i niestety dość krótko (przejazdem). Przekonałam się, że miasto jest przyjazne dla przybyszów. Hotele rezerwowałyśmy w ostatniej chwili a jednak w ścisłym starym centrum. Wiązało się to z niedogodnościami dźwiękowymi (całe noce ulica żyła swoim życiem), ale jednocześnie wszędzie było blisko, co przy kilku godzinach na zwiedzanie jest istotne. Zdecydowana większość atrakcji turystycznych koncentruje się na niewielkim obszarze centrum, pomiędzy Palacio Real a parkiem El Retiro. Z głównego placu Puerta del Sol do większości zabytków i muzeów można dotrzeć na piechotę.
 
Z największych atrakcje Madrytu zdołałam zobaczyć:
 

Madryt, Caixa, różnorodność elewacji budynków.
Blacha miedziana, kamień i żywa ściana.

* Światowej sławy muzem Prado (bo to była preferencja nr1).
* Palacio Real. Symbol majestatu monarchii Burbonów, jeden z największych pałaców na świecie (z zewnątrz).
* Plaza Mayor. Perła barokowej architektury, serce Madrytu doby Habsburgów. Z jego rozedrganą atmosferą, ulicznymi koncertami i tłumami turystów.
* El Retiro. Najbardziej znany park Madrytu, oaza spokoju w centrum tętniącego życiem miasta i ogród botaniczny
* Niedzielny targ Retiro - dość zabawny.

Pierwsze zetkniecie z madryckim metrem skończyło się pożarciem gotówki wepchniętej do otworu na karty... No cóż uczymy się na błędach. Także tych najgłupszych.
Nocujemy w samym sercu Madrytu, na starym mieście. Hotelik maleńki i o dziwo niedrogi. W stolicy jesteśmy na tyle krótko, że szkoda czasu na jakiekolwiek dojazdy. Wieczór aż kipi energią ulicy. Pod naszymi oknami do rana przetaczają się fale rozochoconych młodych, głośnych spacerowiczów.
Zaglądamy z pewną nieśmiałością do mrocznych wnętrz niezliczonych knajpek. Na półkach w lekkim nieładzie dziesiątki butelek. Właściciele spoglądają na kolejnych klientów spode łba. Na naszą angielszczyznę, niechętnie odburkują coś po hiszpańsku. Dym papierosów a z zaplecza wydobywa się lekki zapaszek przepalonego oleju. Facet za barem z poważną miną celebruje cięcie suszonej szynki w cieniutkie plastry. Klimacik autentyczny i zapowiadający niezapomniany wieczór.
 
Do Madrytu warto pojechać choćby tylko/aż by zwiedzić Prado.
Z rana pustawo. Miasto jeszcze śpi. Ci najbardziej autentyczni sprzedawcy autochtoni nie życzą sobie zdjęć - ze złością odwracają wykrzywione twarze.
W południe na skwerach i ławkach wysiadują zgodnie tubylcy i turyści. Przy barach oprócz napoju czy też czegoś mocniejszego można spróbować tapas ( o których więcej w zakładce kulinaria).
Pałac Królewski i trawniki przed nim to wieczorne miejsce spotkań rodzin, spacerujących pod rękę par i rolkarzy popisujących się przed przechodniami.

I perełka, rodzynka, wisienka na torcie - Muzeum Prado!
Cudowne.

Autobusem przejechałyśmy do Valladolid.
W największej prowincji Kastylii i Leon nocowałyśmy w Valladolid. Udało się nam także zobaczyć Salamancę i kilka mniejszych miejscowości na prowincji.

 Salamanka nazywana hiszpańskimi Atenami sprawia wrażenie muzeum pod gołym niebem. Stare miasto jest maleńkie, otoczone murami.
 
Plaza Mayor – podobnie jak w Madrycie, plac główny wybudowany w XVIIIw, zaliczany do najpiękniejszych w Hiszpanii. Stoją przy nim trzykondygnacyjne kamienice oraz dwa ratusze. Większy z ratuszy ozdobiony jest zegarem i dzwonnicą a fasada medalionami z wizerunkami bohaterów Hiszpanii. Na tym placu zwyczajowo młodzi ludzie kładą się na bruku i relaksują swobodnie w czasie sjesty.
Uniwersytet znajduje się tuż obok katedr.
Gdy przekroczysz ich próg, nie wiadomo gdzie jedna
się kończy a druga zaczyna. Stare, nowe, nowe stare.
Wszystko stare. I piękne. Z perspektywy czasu właśnie
 katedra w Salamance wydaje mi się najpiękniejsza
 spośród tych, które były mi dane.
Salamanca jest miastem uniwersyteckim– fasada główna uniwersytetu uważana za jedną z najpiękniejszych w Hiszpanii. Fasada z medalionem Królów Katolickich, wizerunkiem papieża, posągami Herkulesa i Wenus oraz dużą ilością tarcz heraldycznych i kunsztownych płaskorzeźb. Patia z krużgankami o pięknych łukach. Schody prowadzące do Biblioteki, słynącej ze zbiorów na całym świecie.
  • Stara Katedra (Catedral Vieja) – romański kościół z XIIW, ze szczególnie piękną kopułą Torre del Gallo, wspaniałym ołtarzem, krużgankami i gotyckimi grobowcami w niszach z dobrze zachowanymi freskami.
  • Nowa Katedra (Catedral Nueva) – ostatni gotycki kościół w Hiszpanii, którego budowę rozpoczął około 1500 roku Hontanon (twórca katedry wSegowii), a którego budowę zakończono w 1733. Godny podziwu jest przede wszystkim portal główny, we wnętrzu krypty, kaplice i stalle. Z zewnątrz fasady w stylu plateresco z płaskorzeźbami, wieża o wys.110 m, której kopuła wykazuje wpływy " churrigueryzmu ". Z prawej nawy bocznej przechodzi się do Starej Katedry, której fragment został oderwany podczas budowy nowej katedry.
  • Klasztor dominikanów (San Esteban) – zbudowany w latach 1524-1610. Piękna fasada szczytowa w stylu plateresco uformowana w kształt trzyskrzydłowego ołtarza.
  • Dom Muszli (Casa de las Conchas) – rezydencja z XV-XVI wieku zdobiona wyrytymi w kamieniu muszlami symbolizującymi szlak pielgrzymkowy do Santiago de Compostella, którą odbył właściciel domu.
  • Puente Romano – most nad rzeką Tormes, piętnaście łukowych przęseł pochodzi z czasów rzymskich.
Campo Grande - o'le
    Od XIIw Valladolid stało się siedzibą rządu było jakby pierwszą stolicą. Do końca XVI wieku, kiedy to siedziba królewska została przeniesiona do Madrytu w mieście miało miejsce wiele ważnych wydarzeń, w tym obrady Kortezów, debaty, śluby królewskie, a nawet śmierć Kolumba. Pozbawienie niewielkiego miasta funkcji stolicy oczywiście negatywnie wpłynęło na jego rozwój.

Zabytki, jakie znajdują się w Valladolid związane są głównie z okresem panowania Izabeli Kastylijskiej. Architekturę tego okresu i stylu charakteryzuje wyjątkowo bogaty poziom zdobnictwa. Zachował się XVI-wieczny Pałac Królewski oraz wiele rezydencji znanych osobistości z tamtego okresu. Niezwykle bogaty jest też budynek Muzeum Cervantesa. Do zabytkowych budynków świeckich zalicza się też XIV-wieczny uniwersytet oraz dwa kolegia: San Gregorio i Santa Cruz. W obu znajdują się dziś muzea. Dość niesamowicie wyglądają kościoły poprzerabiane na muzea i zabytkowe dziedzińce kolegiat wokół których umieszczono centra handlowe.
Prowincja hiszpańska.
Nasz pobyt miał miejsce tuz po świetach Wielkiej Nocy. W kościołach jeszcze można było obejrzeć wielkanocne dekoracje. Zachwyciły mnie miniatury pochodów wielkanocnych. Warto wspomnieć też o uroczyście obchodzonym tu Wielkim Tygodniu.
Wsród bogatych i pięknych kościołów prym wiedzie Katedra projektu Herrery. Wnętrze katedry ma aż 122 m. długości i 63 m szerokości. Ozdobą jest też ogromny ołtarz. Inne obiekty sakralne to kościoły Santa María la Antigua z przepiekaną dzwonnicą, San Pablo, Santiago, El Salvador, Santa Magdalena, Nuestra Señora de las Angustias.
Miasto współcześnie jest dziś miastem uniwersyteckim. Króluje tu jedna z najstarszych uczelni hiszpańskich, pochodząca z XII wieku i przyciągająca około 20 tysięcy studentów. Jest to miasto ludzi młodych 
Valladolid kusi także spacerami po jednym z wielu atrakcyjnych parków i ogrodów, z których najbardziej znany jest Campo Grande ze swoimi pawiami.